Dzierżoniów

Po nudnym i słabym meczu w Świdnicy trzy punkty inkasują goście z Dzierżoniowa. Bramkową akcję przeprowadził dynamicznie lewą stroną Maciejewski, mocno zgrał piłkę wzdłuż pola karnego, tam niefortunnie interweniował Sudoł i zaskoczył tym stojącego pierwszy raz w tym sezonie między świdnickimi słupkami Amina Stitou. Do końca meczu oglądaliśmy wyrównany pojedynek bez groźniejszych sytuacji bramkowych.

Mecze w Świdnicy zawsze są dla gospodarzy ważne, traktowane mianem derby, dla dzierżoniowskiego klubu derby są tylko jedne i nie musimy pisać z kim. Po porażce z Formacją nikt nie oczekiwał od zawodników cudów, bo i tak w tym sezonie spisują się fantastycznie, ku zaskoczeniu wszystkich. Oczywiście truizmem byłoby pisanie, że pojedynek przy Śląskiej nie był istotny. Był i to bardzo. Drużyna pokazała lwi pazur, podniosła się po przegranej w meczu na szczycie, ponownie złapała kontakt z liderem, który jak widać zdrowia w Dzierżoniowie zostawił i dziś nie poradził sobie w kolejnym ligowym pojedynku. Lechici podtrzymali dobrą passę w pojedynkach z biało-zielonymi, to już trzeci sezon, w którym okazujemy się lepsi od klubu ze Śląskiej.

Wracając jednak do pojedynku. Obie ekipy podeszły do siebie z respektem, stąd też niewiele działo się pod bramkami obu ekip. Pierwsi sygnał dali miejscowi, którzy po okresie wyrównanej gry osiągnęli optyczną przewagę. Najpierw próbował Kukla, a kilka minut później świetną okazję zmarnował Paweł Tobiasz, który w poprzednim sezonie bronił jeszcze barw naszego klubu. Lechici powoli wchodzili w mecz, ale jak już weszli to przez duże W. Maciejewski urwał się po lewej stronie obrońcy w 24 minucie, wbiegał w pole karne i zdecydował się zagrać mocno wzdłuż niego. Ostro bita piłka trafiła na nogę nabiegającego Sudoła i … wpadła do siatki, tuż przy słupku. Gol widocznie przygasił miejscowych, albowiem po chwili mogło być już 2:0, gdyby tylko Cegiełka będąc w polu karnym dokładniej przycelował techniczne uderzenie w długi róg. Gospodarze obudzili się nieco w końcówce pierwszej połowy, jednak strzały Tobiasza wysoko ponad bramką czy Kukli wprost w Malca, nie mogły zmienić wyniku.

W drugiej połowie plan był jeden – pilnować prowadzenia i wyczekiwać swoich szans na kontrataki. I taki też system przyjęli podopieczni Zbigniewa Soczewskiego. Gospodarze natomiast bili głową w mur i o ile znajdowali drogę w okolice 25 metra, o tyle z wykończeniem własnych akcji był już duży problem. Duże ożywienie w poczynania biało-zielonych wniósł Skrypak. Akcje miejscowych zaczęły się zazębiać i momentami bywało groźnie, jak chociażby w 74 minucie, kiedy to zakotłowało się w naszym polu karnym, ale bezbłędnie dziś grający blok defensywny poradził sobie z zagrożeniem. Świdniczanie atakowali co raz większą liczbą zawodników, zapraszani na połowę „trójkolorowych”. Musiało to w końcu przynieść szybkie uruchomienie naszych akcji. Skoro zawodnicy Jarosława Laty nie potrafili wyrównać, mogło za chwilę być 2:0. W 78 minucie wyprowadzamy wzorcową kontrę, jednak o jej zakończeniu lepiej nie napiszemy. Dogodniejszej szansy na podwyższenie prowadzenia mieć nie mogliśmy. W środkowej części boiska po zejściu Morawskiego zrobiło się więcej miejsca, a i grający na czarno dziś gospodarze postawili wszystko na jedną kartę. Momentami atakowali prawie całą drużyną, jednak oskrzydlające akcje nie były dziś tak groźne, jak te sprzed tygodnia Formacji. Wyczuleni na taką grę obrońcy Lechii spokojnie radzili sobie z zamykaniem sytuacji przeciwników. Nie mający dziś atutów z przodu Świdniczanie ostatecznie ulegli Lechii 0:1 i do czołówki, w której zaczyna być ciasno, tracą już sporo punktów.

0:1 Michał Sudoł [Sam.]

Malec – P.Paszkowski (46′ M.Paszkowski), Buryło, Pietkiewicz, Ochota (88′ Rakoczy), Maciejewski, Barski, Korkuś (55′ Niedojad), Kret, Leśniarek, Cegiełka (75′ Waligóra)

Stitou – Luber, Salamon, Sudoł, Truszczyński, G. Borowy, Morawski (58′ Skrypak), Szuba, Kukla, Tobiasz (67′ Jaros), Ł.Kot.

Żółte Kartki : Salamon i Sudoł (P-S Świdnica)

Łukasz Bienias